niedziela, 12 października 2014

~ 4 ~



Mieszkał w Liverpoolu już od dwóch miesięcy, a w barwach Evertonu zaprezentowany był już na koniec lipca, czyli ponad trzy tygodnie temu. Mimo tego, że tyle już mieszkał w Anglii, nadal nie potrafił poczuć się tutaj dobrze. Ten kraj, to miasto, ten klub - wszystko nadal było dla niego obce. Nic z tych rzeczy nie przypominało Gerardowi tego, do czego był przyzwyczajony. Zazwyczaj łatwo się aklimatyzował i adaptował do nowych sytuacji, ale tutaj, teraz, było inaczej  i on bardzo dobrze wiedział, co było nie tak. Obok niego, na tej twardej ławce klubowej, na szarej kanapie w salonie, w jego wielkim łóżku z białą satynową pościelą, powinna być ona.
Gerard siedział na ławce w szatni. Trening skończył się już dawno temu, a on nie potrafił wykrzesać z siebie energii chociażby na to, by zdjąć zabłocone korki. Powinien się już przyzwyczaić, że w Anglii pada i ma brudne buty i rzeczy, jednak nie potrafił. Wpatrywał się w szafkę z numerem 10 i próbował uświadomić sobie, że od trzech tygodni to jego szafka i jego numer, i że tak będzie przez cały nadchodzący sezon, czy mu się to podoba, czy nie. Podjął decyzję, może i pod wpływem chwili i emocji, ale podjął ją i teraz musiał zmierzyć się z jej konsekwencjami.
Jego koledzy śmiali się i żartowali wychodząc w ręcznikach spod prysznica i ciągnąc za sobą kłęby pary. Gerard bardzo chciałby poczuć tę samą lekkość w sobie, ale nie potrafił. Szczery uśmiech od bardzo dawna nie gościł na jego twarzy. Czasem udawał, by wpasować się w zachowania kolegów z klubu i nie być takim odludkiem, ale przecież nie mógł robić tego przez cały czas. Nie jest robotem, a człowiekiem z krwi i kości, który ma uczucia i jeszcze dwa miesiące temu miał serce, a teraz.... teraz sam nie był pewien, czy po lewej stronie jego klatki piersiowej coś jeszcze było. Niby coś tam pompowało krew, ale liczył się ten sens duchowy... Cholera,  po raz kolejny jego myśli błądziły tam, gdzie nie powinny!
Joel Robles, dwudziestotrzyletni bramkarz pochodzący z Hiszpanii i aktualnie najlepszy przyjaciel Deulofeu, założył na siebie bokserki i zauważył, że z Gerardem znowu jest coś nie tak. Westchnął. Czasem naprawdę go nie rozumiał. Jak można było tak cierpieć za jakąś dziewczyną, z którą w dodatku nie było się w związku, a tylko chodziło do łóżka? Przecież tego kwiatu jest pół świata! Jak nie ta cała Nora, to inna! Przecież laski o mało się nie pozabijają, żeby tylko sławny piłkarz na nie spojrzał i się nimi zainteresował.  Mimo innego podejścia do życia, a raczej sprawy tak zwanej miłości, Joela martwił stan przyjaciela. Gerard powinien być pełen życia i  radości, poznać kolegów z drużyny, skupić się na grze i pokazaniu z jak najlepszej strony, a on zamknął się w sobie. Cud, że chociaż jemu udało się nawiązać z nim kontakt. Gerard żył przeszłością, ciągle wspominał związek z Norą, jeszcze trochę, a zacznie płakać publicznie niczym porzucona nastolatka. Joel nie mógł na to pozwolić. Musiał zrobić coś, by przywrócić przyjaciela do świata żywych. A na to był tylko jeden, sposób. Ten sam, skuteczny od wieków.
- Znowu to robisz - podsunął sobie niski stołek i usiadł okrakiem przed Gerardem klepiąc go przy tym w głowę, by wybudzić go z prawie transu, w jaki wpadł piłkarz.
- Co? - Gerard podniósł głowę i spojrzał roztargniony na bramkarza.
- Znowu o niej myślisz!
Przyłapany Deulofeu nerwowo wyłamał palce prawej i lewej dłoni unikając przenikliwego wzroku przyjaciela. Skąd on wiedział?!
- Wcale nie - powiedział w końcu, ale sam nie wierzył w to, co wyszło z jego ust. Nawet trupa by nie przekonał.
- Nie rób ze mnie idioty, każdy głupi wie, że nie umiesz kłamać, a tę jak jej tam, masz prawie że na twarzy wypisaną. Brakuje ci  tylko żebyś sobie wytatuował na czole wielki napis eeee.... o, Nora! i jeszcze dokleił żarówkę, by go oświetlała i mówiła każdemu, że za nią tęsknisz! Weź się w garść! - Joel ostatnie słowa już wykrzyczał. Innego sposobu, by postawić Gerarda do pionu, jak krzyk, nie było.
- Uspokój sie, wszystko jest okej.
- Wszystko jest okej, mówisz? No to spójrz mi w oczy i powiedz, że ona już cię nie obchodzi i jesteś w końcu gotowy zachowywać się jak normalny człowiek i zawodowy piłkarz, którym jesteś. - zero jakiejkolwiek reakcji ze strony Gerarda, nadal patrzył się w kafelki, które nagle bardzo go zainteresowały. O, jeden nawet pęka trochę - Tak właśnie myślałem. Dlatego całe szczęście, że masz mnie, naprawię cię i nawet nie wezmę za to kasy, patrz jaki jestem dobry.
- Co?
- Nie patrz na mnie taki zdziwiony, czas zebrać się w sobie i przestań użalać nad sobą. Etap Nory w życiu pana Deulofeu od dzisiaj uznajemy za zamknięty.
- Ale ja nie chcę! - spojrzał z bólem na przyjaciela.
- Wiem, że nie chcesz, ale tak będzie dla ciebie najlepiej. Czasem tak jest, że człowiek robi to, co musi, a nie to, co chce, bo ta rzecz, do której jest zmuszany, wyjdzie mu na dobre. Także posłuchaj mnie bardzo uważnie, bo nie lubię się powtarzać. Teraz się ubierzesz i pojedziesz do domu. Zjesz coś, weźmiesz gorący prysznic i zmyjesz ją z siebie. Potem ubierzesz się, powiedzmy jak do klubu, i ja przyjadę po ciebie o 19 i zabiorę cię w pewne miejsce.
- Ale...
- Żadnych ale! - Joel podniósł się ze stołka i poszedł na swoje miejsce, by dokończyć ubieranie się. Zarzucił torbę na ramię i stanął jeszcze przed Gerardem. Dźgnął go palcem w pierś, by zwrócić na siebie jego uwagę - Pamiętaj, punktualnie o 19 przyjeżdżam po ciebie i wychodzisz z tej swojej dziupli! I nie obchodzi mnie, że nie chcesz. Musisz!
- Joel!
- Tak?
- Powiesz mi chociaż dokąd idziemy? - Gerard zapytał zbolałym głosem.
- Zobaczysz - bramkarz uśmiechnął się tajemniczo i opuścił szatnię.


*


- Poniosę ci zakupy! - ktoś wykrzyknął do ucha Nory i wyłonił się zza jej pleców. Przerażona podskoczyła lekko i prawie upuściła dwie ogromne papierowe torby z zakupami, które niosła do swojego mieszkania.
- Sergi! - przerażenie ustąpiło na jej twarzy miejsca radości, że spotkała przyjaciela - Tak się cieszę, że cię widzę. Uściskałabym cię na powitanie, ale sam widzisz, nie mogę - gestem wskazała na torby.
- Właśnie, daj to, pomogę ci! Nie możesz się przemęczać w tym stanie - Nora podała mu, a Sergi sapnął - Nie możesz tyle dźwigać w ciąży! Nora! - spojrzał jeszcze na nią z wyrzutem.
- Jak sam powiedziałeś, jestem w ciąży, a nie umierająca, wiec trochę wysiłku mi nie zaszkodzi.
- Tobie może nie, ale dziecku już tak.
- Nie przesadzaj - wywróciła oczami - Bo zaraz stwierdzę, że jesteś bardziej nadopiekuńczy niż moja mama, a ona to najbardziej nadopiekuńcza osoba na świecie.
Sergi zaśmiał się - Idziesz do domu?
- Tak.
- No to cię odprowadzę.
- Chcesz od razu wstąpić na kawę? Dawno się nie widzieliśmy.
- Mam trochę czasu, więc chętnie. Opowiesz mi co tam u was, po no wiesz.... - spojrzał na nią z troską.
Nora od razu zasępiła się. Po wyjeździe Gerarda, to właśnie chciał powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Zabolało ją serce. Znowu. Bolało za każdym razem, gdy myślała o ukochanym, ale czasu już nie dało się cofnąć. Podjęła  przecież dobrą decyzję.
- Przepraszam, głupi jestem.
- Nie, spokojnie, nic się nie stało - wymusiła na twarzy szeroki uśmiech.
Resztę drogi do jej mieszania przebyli już w ciszy. Zmieniło się to dopiero, gdy otworzyła drzwi na klatkę i ruszyła schodami na piąte piętro kamienicy. Sergi wchodził za nią i głośno utyskiwał, że nie ma tu żadnej windy.
- Ja naprawdę nie wiem, jak ty możesz tu żyć!
- Całkiem normalnie Sergi, to dobrze działa na kondycję.
- Ale ty jesteś w ciąży! Te zakupy są takie ciężkie! A schody takie wysokie!
- Nie przesadzaj - zaśmiała się - Bo zaraz dojdę do wniosku, że ty w tym klubie to się tylko obijasz!
- O wypraszam to sobie! - Sergi zrobił oburzoną minę i ostatnie dwa piętra dzielące ich od mieszkania Hiszpanki pokonał już wbiegając po schodach.
Nora otworzyła drzwi wejściowe, rzuciła torebkę na wysoki blat kuchni i zabrała się za wypakowywanie zakupów, które przyniósł jej Sergi.
- Pomogę ci - powiedział piłkarz i wyjął jej z ręki pudełko z herbatą, gdy nawet stojąc na palcach nie mogła dosięgnąć do półki. Razem poszło im o wiele szybciej, niż gdyby Nora rozpakowywała to sama.
- Tam, w tej wysokiej szafce w rogu, są ciasteczka, możesz wyjąć, a ja zrobię nam kawę w ekspresie.
- Dobra -  Sergi wyjął blaszane pudełko z ciastkami czekoladowymi i postawił na stole - Dlaczego trzymasz tak wiele rzeczy w półkach, do których nie sięgasz?
- Tylko słodycze tak trzymam. Rzadziej mnie kusi wtedy, żeby je jeść. No  wiesz, i tak już będę gruba, nie muszę jeszcze temu pomagać zbędnymi kaloriami.
Hiszpan zaśmiał się - Czyli herbata to też zbędne kalorie?
- Nie, herbata po prostu była w promocji. Teraz piję inną.
- No  dobra, rozumiem.
Nora postawiła filiżanki z kawą na stoliku i usiadła na krześle. Upiła łyk i wpakowała sobie ciasteczko do buzi.
- Częstuj się.
- A co ze zbędnymi kaloriami?
- Jak są goście, to to się nie liczy!
- Podoba mi się takie podejście.
- No to teraz opowiadaj, co tam u ciebie. Jak treningi, życie. Tak dawno się nie widzieliśmy - oparła głowę na łokciu i przyglądała się piłkarzowi.
- Nie wiem, czy wiesz, ale mamy nowego trenera...
- Tak, czytałam o tym w gazetach.
- No i na treningach jest jak na razie tak dziwnie. Musimy się z nim oswoić. Miałem propozycję odejścia na wypożyczenie i w sumie to prawie się zgodziłem.
- Ty też?!
-  Tak. To wcale nie jest takie dziwne. Ciężko jest nam młodym rywalizować w Barcy z tym starszym pokoleniem. Na wypożyczeniu łatwiej jest dostać szansę na grę. Prawie się zdecydowałem, ale Martino mnie przekonał, żebym został. A teraz cały czas się zastanawiam, czy nie lepiej by mi było gdzie indziej. Boję się, że nie będę grał tak dużo, jakbym chciał.
- Spokojnie, na pewno tak nie będzie - Nora uśmiechnęła się do Sergiego pokrzepiająco.
- Oby. Choć wiesz co, czasem myślę, że Geri dobrze zrobił, że odszedł. Przynajmniej w końcu będzie grał tyle, na ile zasługuje - piłkarz zamilkł na chwilę - Jednak nie, on źle zrobił, nie powinien był wyjeżdżać. Nie rozumiem kuźwa, jak on mógł pojechać do Anglii i zostawić tutaj ciebie i swoje dziecko?!
Nora prawie zakrztusiła się kawą. Zaczęła kaszleć i piłkarz musiał pomóc jej dość do siebie. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Sergi uderzył w czuły punkt. Gerard wyjechał i nic nie widział. Co by było, gdyby mu powiedziała o dziecku? Zostałby? Pewnie nie. Przecież nic ich nie łączyło. Co innego, gdyby byli razem.... Ale nie, oni trwali w układzie, który zakończył się źle. Nie, dobrze. Będzie miała dziecko. Wychowa je sama i będzie dla niego najlepszą matką na świecie. Gerard nie jest do niczego potrzebny. Piłkarz nie jest materiał na dobrego ojca.
-  Wszystko w porządku? - Sergi przyglądał się jej z troską.
- Tak...spokojnie. Kawa trafiła nie w tę dziurę, co trzeba - wymusiła na twarzy uśmiech.
- Na pewno? - pokiwała głową. Sergi zacisnął pięści - Nie rozumiem tego, że on was zostawił.
Nora spuściła wzrok.
- Co jest?
Miała wielką ochotę powiedzieć mu prawdę. Nikt poza jej mamą, która nie pochwalała niepoinformowania Deulofeu, nie wiedział, że on wyjechał i nie miał pojęcia, że zostanie ojcem. Norę rozpierała ta informacja, musiała się z kimś podzielić, a Sergi był idealną osobą do tego. Był przyjacielem nie tylko Geriego, ale też i jej. Poza tym chciała mu powiedzieć, liczyła, że jej pomoże. Bała się, że później nie da sobie sama rady.
- Gerard nic nie wie, że będzie ojcem.
-  Nie rozumiem.
- Nie powiedziałam mu.
- Jak to? Dlaczego?!
- Nie chciałam mu rujnować kariery.
- Czy ty oszalałaś? - Sergi poderwał się z krzesła i zaczął chodzić w kółko po niewielkiej kuchni.
- Gdyby tu został, bo poczułby się zobowiązany, to jego kariera stanęłaby w miejscu. Grzałby ławkę. To nie jest dla niego.
- Nie no, ja nie wierzę! Tylko dlatego mu nie powiedziałaś?
- Nie. Piłkarz nie jest materiałem na ojca. W szczególności Gerard. On nie potrafi się ustatkować, zobacz jak my żyliśmy. Nasze dziecko będzie szczęśliwsze, nie wiedząc, że kto jest jego ojcem.
Sergi uderzył pięścią w ścianę.
- Tak nie może być! Nora! On się musi dowiedzieć!
Hiszpanka pokręciła głową.
- Obiecaj mi, że mu powiesz! Wróci tu! Do ciebie, do dziecka! Proszę, obiecaj mi!
Zacisnęła powieki, by nie popłynęły z nich łzy. Nie mogła powiedzieć Gerardowi! Od składania fałszywej obietnicy Sergiemu uchronił ją dzwonek do drzwi. Podskoczyła zaskoczona na swoim krześle i spojrzała na zegar wiszący nad lodówką.
- O matko, to już ta godzina!
- Spodziewałaś się kogoś?
- Tak.
- W takim razie pójdę już - ruszył w stronę wyjścia.
Nora podążała za nim i otworzyła mu drzwi, za którymi stał uśmiechnięty Lucas z bukietem róż. Sergi spojrzał na niego z niechęcią i nie mógł uwierzyć, że Nora tak szybko pozbierała się po Gerim. Nie chciał w to uwierzyć. Widział w jej oczach, że Hiszpanka nadal kocha jego przyjaciela. Dlatego kim do cholery był ten wyszczerzony jak mysz do sera plastuś?!
- Nora, obiecaj mi!
- Dobrze - westchnęła cicho i wpuściła do  mieszkania Lucasa.
Obiecała, lecz nie miała zamiaru dotrzymać obietnicy. Piłkarz nie jest kandydatem na ojca,koniec kropka. Zamknęła drzwi i pocałowała Lucasa na powitanie w policzek.
- To dla mnie? - wzięła od niego bukiet - Jesteś taki kochany!


*

- Dowiem się w końcu dokąd jedziemy?! - Gerard w końcu wybuchł i wręcz krzyknął na Joela, gdy ten zatrzymał się pod jakąś kamienicą i zgasił silnik.
- Teraz tak.
- Więc?
- Zaraz sam się przekonasz - uśmiechnął się szeroko i wysiadł z samochodu.
Deulofeu spojrzał zirytowany na przyjaciea i nadal siedział na swoim miejscu pasażera. Co temu  idiocie znowu przyszło do głowy?! Ostatnim razem jak chciał go pocieszać to zabrał go do klubu i  próbował leczyć jego smutki alkoholem, a skończyło się na tym, że Gerard musiał odwozić go zalanego w trupa do domu i kłaść do łóżka.
- Ej, idziesz? - roześmiany  Joel zapukał w szybę po jego stronie.
- Już już - wymamrotał i wysiadł z samochodu.
- No to idziemy się bawić - bramkarz nie szedł do wejścia kamienicy, on podskakiwał.
- Gdzie my idziemy? - Deulofeu zatrzymał się przed drzwiami i nie miał zamiaru wchodzić, póki nie dowie się, o co chodzi.
- Zaraz się dowiesz, nie denerwuj się tak stary - Joel gestem zachęcił go, by wszedł za nim.
Gerard pokręcił głową ze zrezygnowaniem, jednak w końcu podążył śladem przyjaciela. Joel wezwał windę, która zawiozła ich na najwyższe piętro kamienicy. Rozległ się krótki dzwonek i drzwi windy otworzyły się ukazując im wielki, bogato urządzony salon.
- Dobry wieczór - przywitała ich elegancko ubrana kobieta - Już myśleliśmy, że się pan rozmyślił, panie Robles.
- Ja? Nigdy w życiu - Joel zaśmiał się i rozsiadł wygodnie na długiej skórzanej kanapie.
- Proszę dołączyć do kolegi - kobieta uśmiechnęła się do Gerarda i wskazała mu miejsce obok bramkarza - Panie zaraz się pojawią.
Panie?! Jakie kurwa panie?! Gerard rozejrzał się zdezorientowany wkoło. Gdzie Joel go przyprowadził?! Przecież nie do...? Nie, na pewno nie.
- Joel, gdzie my kurwa jesteśmy?! - nachylił się w stronę przyjaciela i zapytał go szeptem.
- Nie domyślasz się? - roześmiał sie.
- No właśnie domyślam! -wykrzyknął, a kobieta spojrzała na niego z zainteresowaniem, dlatego ściszył głos - Czy tyś do reszty ogłupiał?!
- Uspokój się. Musisz w końcu zapomnieć o tej dziewczynie. A gdzie najlepiej to zrobić? Właśnie tutaj! - z uśmiechem na ustach powiódł wzrokiem po całym salonie - Geri stary, nie denerwuj się, to bardzo ekskluzywne miejsce, najlepsze w Liverpoolu. Same piękne panie, każda gotowa pomóc ci zapomnieć. I całkowita dyskrecja, jeśli o to się martwisz.
Gerard nie zdążył mu odpowiedzieć, a miał już gotową pełną listę przekleństw, jakie skieruje w jego stronę, gdy otworzyły się drzwi po lewej stronie salonu i wyszły przez nie kobiety, które ustawiły się przed piłkarzami, każda prezentując swe wdzięki. Każda inna, ale każda piękna. Brunetki, szatynki, blondynki, jedna ruda, Murzynka, Azjatka. Każda, jaką mógł sobie zamarzyć. Wszystkie w skąpych ubraniach podkreślających ich atuty. Wszystkie z wyzywającym makijażem. Wdzięczyły się do piłkarzy próbując przekonać ich do siebie. Każda z nich chciała być tą, która tej nocy zadowoli jednego z zawodników Evertonu.
Joel przyglądał się z zadowoleniem. Szukał swojej ulubionej, niskiej blondynki o krągłych kształtach, jednak nigdzie jej nie widział. Cóż, trudno. W takim razie dzisiaj czas na egzotykę. Pytanie tylko, Azjatka czy Murzynka? Murzynka! Skinął na nią palcem i gestem kazał podejść do siebie. Kobieta usiadła mu na kolanach i uśmiechnęła do niego szeroko.
- No Geri, twoja kolej! - klepnął go po ramieniu, by dodać przyjacielowi odwagi.
- Nie, ja nie mogę - spuścił wzrok na podłogę, byleby tylko nie patrzeć na te...kobiety.
- Stary, musisz w końcu o niej zapomnieć! Te panie ci pomogą, są najlepsze w swoim fachu. Może nie zapomnisz o niej od razu, ale chociaż spróbuj.
Gerard westchnął głośno i podniósł wzrok. Przyglądał się stojącym przed nim kobietom, a Joel zniknął ze swoją wybranką w korytarzu po prawej stronie salonu. A może jego przyjaciel miał rację? Może któraś z nich pomoże mu zapomnieć o Norze? Musi spróbować.
- Chcę ciebie - powiedział do brunetki, która nie wiedzieć czemu przypominała mu pozostawioną w Hiszpanii ukochaną. Rozpromieniła się i wzięła Gerarda za rękę.
- Nie pożałujesz - wyszeptała mu zmysłowym głosem do ucha i poprowadziła do tego samego korytarza, w którym wcześniej zniknął Joel z Murzynką. Weszli do jednego z pokoi i brunetka zamknęła za nimi drzwi. Podniosła wzrok na Gerarda i pocałowała go delikatnie. Automatycznie położył dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją bliżej siebie. Nie czuł zupełnie nic. Nie odrywając się od jego ust, prostytutka zaprowadziła go do łóżka i delikatnie popchnęła go na nie. Zręcznym ruchem zdjęła z siebie sukienkę i już w samej bieliźnie znalazła się przed piłkarzem. Wspięła się po łóżku i zawisła nad nim, całując go namiętnie. Nadal nie czuł nic. Wsunęła dłonie pod jego koszulkę i jeździła nimi po wyrzeźbionych mięśniach brzucha. Pochyliła głowę i pocałowała jego podbrzusze.
Gerard zamarł. Kobieta była przepiękna i na pewno chciała mu zrobić dobrze, jednak obrzydzało go to. Choć się starała, on nie czuł zupełnie nic! Odepchnął ją od siebie i założył koszulkę, którą prostytutka zdążyła już z niego zdjąć. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Wybacz, nie mogę - wyszeptał zbolałym głosem i wybiegł z pokoju. Przemierzył szybko korytarz i znalazł się w salonie. Kobieta, która przywitała jego i Joela na początku ich wizyty w tym domu  publicznym, próbowała go zatrzymać, jednak machnął tylko ręką i znalazł się w windzie.
Wcisnął przycisk z cyferką 0 i odwrócił w stronę lustra. Przeraził go jego widok. Oczy pełne bólu, twarz wykrzywiona smutkiem. Próbował, naprawdę chciał o niej zapomnieć, ale nie potrafił. Kochał Norę i nigdy to się nie zmieni. Nie potrafił uprawiać seksu z inną kobietą. Co z tego, że była podobna do Nory! Nie była nią! Kochał Norę i cały należał do niej, w każdym aspekcie jego życia! Kochał ją, nawet jeśli ona nigdy nie kochała jego. Zawsze będzie należał do niej, nawet jeśli ona już nigdy  z nim nie będzie.
Winda zatrzymała się na parterze. Gerard szybko opuścił kamienicę i wyszedł na chłodne angielskie powietrze. Zbierało się na deszcz. To dobrze, może zmyje z niego wstręt i poczucie winy, jakie wywołała w nim wizyta w domu publicznym i dotyk prostytutki.



~~~~~~~~~~~~~~

Nie komentujecie ;c Jest mi bardzo przykro, naprawdę :c Przyzwyczailiście mnie do czegoś innego ;c
Dlatego robimy tak: Wy komentujecie, ja piszę. Wy nie komentujecie, ja nie piszę.
Zasada prosta, mam nadzieję, że będzie poprawa.

Chyba jestem zadowolona z tego rozdziału :)

Do końca jeszcze dwa i epilog! A ja mam problem ze zdecydowaniem, co mam pisać potem ;c