wtorek, 2 grudnia 2014

~ 5 ~



- Przyniosłem ci zakupy! - Sergi krzyknął przechodząc przez próg mieszkania Nory. Położył klucze na stoliku przy drzwiach wejściowych i skierował się do kuchni - Musisz się stąd wyprowadzić!
- Co ci  znowu odwaliło Roberto? - Nora podniosła się z kanapy i wzięła na ręce małego Javiera. Weszła za piłkarzem do kuchni i przyglądała się mu, jak wyciągał produkty z toreb i chował je do szafek.
- Te schody to jakieś zabójstwo. Ja nie wiem, co za idiota  nie wybudował tu windy!
- A ty znowu swoje - wywróciła oczami - Ile razy mam ci powtarzać, że to stara kamienica,w której nie ma miejsca na windę?
- To się przeprowadź.
- Teraz to wymyśliłeś - zaśmiała się - Nie chcę i nie stać mnie na to. Poza tym jesteś jedyną osobą, która narzeka na te schody. A wydawać by się mogło, że powinieneś się do nich przyzwyczaić, tyle razy tu byłeś przez te dziesięć miesięcy. Ale jak widać tobie nadal w tej Barcy nie poprawili kondycji - Sergi zrobił oburzoną minę - No nie patrz się tak, ja sobie daję radę nawet z wózkiem, jak idę z Javierem na spacer.
- Bo ty super mama jesteś, to nie ma żadnego porównania - puścił jej oczko i otworzył lodówkę, która była pełna - Ej! Przecież mówiłem ci, że masz nie dźwigać toreb z zakupami, to moje zadanie!
- To nie ja.
- To kto?
- Lucas przyszedł przed pracą i przyniósł. Bał się, że umrę z głodu, a mały razem ze mną, bo nie lubię robić zakupów.
- Znowu on - mruknął Sergi.
- Nie rozumiem, czemu go tak nie lubisz - Nora przełożyła sobie Javiera na drugie ramię i usiadła na stole.
- Kręci się jakiś taki przy tobie już od dziesięciu miesięcy.  Nawet nie uciekł, jak się dowiedział, że w ciąży jesteś. Podejrzane to.
- To źle, że nie uciekł? Pomagał mi, jak byłam w ciąży  i pomaga też od miesiąca, jak mały się urodził! To chyba dobrze, że mam na kim polegać! - podniosła głos, przez co mały leżący w jej ramionach poruszył się niespokojnie.
- To ja jestem od pomagania ci.
- Nie no, czy ty jesteś zazdrosny? - Nora wybuchnęła śmiechem.
- Wcale nie - burknął.
- Oj Sergi...
- To ja jestem twoim przyjacielem i to ja mam się opiekować moim chrześniakiem!
- A co jak byś zachorował? Kto mi pomoże? Muszę mieć jeszcze kogoś.
- I tylko dlatego jeszcze pozwalasz mu tu przychodzić?
- Przecież wiesz, że nie. Ja i Lucas przyjaźnimy się.
Sergi mruknął coś w odpowiedzi.
- Poza tym, zrozum w końcu, że ja nie będę chrzcić Javiera.
- No wiem wiem, ale chce być jego najważniejszym wujkiem.
- Przecież jesteś Sergi - uśmiechnęła się.
Piłkarz skończył rozpakowywać zakupy i usiadł na stole obok Nory. Pogłaskał po maleńkiej rączce śpiącego Javiera. Gdyby tylko Gerard wiedział.... Hiszpanka nadal nie powiedziała jego przyjacielowi, że jest ojcem. Nie rozumiał jej decyzji, ale przestał się już odzywać. Nie będzie się z nią kłócił, bo jeszcze w końcu zabroni mu do siebie przychodzić. Skoro Geri nie mógł opiekować się swoim synem, Sergi zrobi to za niego. Jeszcze ten Lucas... musi trzymać go na dystans. Delofeu jeszcze mu za to podziękuje, jak wróci do Barcelony. Tak, Sergi Roberto był cudownym przyjacielem.
Dopiero teraz po raz pierwszy dokładnie przyjrzał się Norze. Nie wyglądała najlepiej.  Worki pod oczami, zmęczona. Bycie samotną matką nie było takie łatwe, choć starała się to ukryć przed wszystkimi.
- Wyglądasz okropnie.
- Prawiąc takie komplementy to ty nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny Roberto.
- Wiesz, o co mi chodzi Suarez.
- Wiem wiem - westchnęła - Mały w nocy dużo krzyczał.
- Może chory?
- Nie, wszystko jest w porządku. On czasem tak ma.
- Pomóc ci w czymś?
- Możesz mi przynieść pampersa z sypialni, zmienimy mu.
- A potem mogę z nim iść na spacer? Ty sobie odpoczniesz, a ja powyrywam panny w parku na wózek.
- I co, powiesz im że jesteś samotnym ojcem?
- O właśnie.
- Idź już po tego pampersa - zaśmiała się i klepnęła go lekko w rękę.
Sergi wstał ze stołu i poszedł do sypialni Nory. Trochę dziwnie się czuł, wchodząc tam, ale nie miał wyjścia. Rozejrzał się wokoło próbując zlokalizować pampersy. Znalazł je w końcu w jakimś opakowaniu na komodzie. Już miał wychodzić z pokoju Hiszpanki, gdy jego uwagę przyciągnęły leżące na jej łóżku zdjęcia. Niby nie powinien oglądać, bo to nie ładnie, ale nie mógł się powstrzymać. Podszedł do nich i zaczął je pobieżnie przeglądać. Na każdym Nora z Gerardem. Sergi uśmiechnął się do siebie. Skoro nie wyrzuciła tych zdjęć, czyżby nie zapomniała o uczuciu, jakie ich łączyło? Gerard ma jeszcze jakieś szanse, musi mu o tym powiedzieć!
- Znalazłem tego pampersa - wrócił do Nory do salonu - Myślałaś czasem, żeby posprzątać w sypialni?
- Jak znajdę czas, to na pewno to zrobię.
- No to ubieraj go i już znikamy.

*

Gerard zdezorientowany rozejrzał się po kuchni. To było jego zdecydowanie najmniej ulubione pomieszczenie w całym mieszkaniu. Nadeszła najgorsza pora dnia - musiał przygotować obiad. Nigdy nie radził sobie dobrze w kuchni, ale jak jeszcze zrobienie śniadania czy kolacji nie sprawiało mu wielkich trudności, tak obiad go kompletnie przerastał. Kiedyś zawsze jadł na mieście albo szedł do Nory, która była cudowną kucharką. Odkąd jednak się rozstali nie mógł już  nią liczyć. Stracił też zupełnie ochotę na wychodzenie i jedzenie poza domem. W sumie to było mu obojętne, co ma na talerzu, byleby tylko się nie otruł. Dlatego też niemal codziennie zamieniał się w początkującego kucharza i próbował sobie coś przygotować. Zazwyczaj z marnym skutkiem jeśli chodzi o smak, ale to nic. Przecież i tak nic go nie obchodziło odkąd nie mógł już poczuć jej pocałunków na swoich ustach.
Tego dnia stwierdził, że ma ochotę na spaghetti. Było to jedno z nielicznych dań, o których można powiedzieć, że mu wychodziło. Kiedyś nie otruł nim nawet Joela. Gerard otworzył szafkę w poszukiwaniu makaronu, którego jednak tam nie było. Fakt, dawno nie robił zakupów. Nie miał już siły ani ochoty na wychodzenie dzisiaj do ludzi. Trudno, będzie musiał improwizować. Chyba aż tak źle nie będzie.
Wyjął z szafki penne i wrzucił do garnka z wodą. Potem na patelni do pomidorów z puszki dosypał sos z proszku. Panie i panowie, Gerard Deulofeu - przyszły Masterchef. Usiadł przy stole i w oczekiwaniu na makaron przeglądał leżącą na nim gazetę. Nie zwracał uwagi na tytuły artykułów, liczyło się tylko to, by zająć czymś myśli. Minęło tak wiele czasu, a on nadal nie potrafił zapomnieć. Nienawidził takich chwil. Chwil, gdy zostawał sam z sobą, ze swoimi myślami i nie miał już czym ich oszukiwać. Choćby nie wiadomo czego próbował, ona i tak powracała. Była częścią jego życia już w Barcelonie i choć go zostawiła, jego serce nadal będzie należeć do Nory. Zawsze i  na zawsze.
Z zamyślenia wyrwała go piosenka Shakiry - Addicted to you. Ukochana piosenka Nory, którą ustawił sobie na dzwonek telefonu. Tak, był masochistą i nie pozwoli sobie o niej zapomnieć. Z niechęcią sięgnął po telefon i odebrał.

  •  Czego?
  • Tak witasz się ze swoim najlepszym przyjacielem? - rozległ się radosny głos Sergiego Roberto.
  •  Cześć Sergi -  mruknął.
  • No już lepiej. Co tam słychać w deszczowej Anglii?
  •  Po staremu. Tak samo zimno i tak samo mało słońca w porównaniu z Barceloną.
  •  Czyli mam rozumieć, że wracasz od przyszłego sezonu?
  •  No właśnie...nie.
  • Czekaj, jak to nie?
  • No bo... Everton chciałby, żebym został na trochę dłużej.
  • Ale nie da się, jesteś na wypożyczeniu!
  • Dlatego właśnie chcą wystąpić z ofertą transferową.
  • Nie możesz! Powiedz, że się nie zgadzasz na to! Deulofeu!
  • Spokojnie...Myślę nad tym. Chcę zostać. Bo...powiedz mi, mam po co wracać do Barcelony?
  • Poczekaj sekundę! - Sergi zaczął prawie że gaworzyć do słuchawki, w której słychać było również płacz dziecka - Ciii Javi cii! No Javier chłopie, bo mnie mama zabije! Javi no! Bo inaczej Nora cię więcej ze mną nie puści! - Sergi jęczał.
  • Nora?  Jaka Nora? Moja Nora? 
  • Cii, Javi ciii.
  • Jaki Javi?! Roberto odpowiedz mi!
  • Oj poczekaj chwilę, niech się uspokoi najpierw - Gerard wywrócił oczami i zniecierpliwiony tupał stopą w kafelki.
  • No nareszcie, znowu śpi.
  • Co to za Javi? 
  • No wiesz, taki mały Javier. Wyszliśmy sobie na spacerek do parku. Wiesz ja, on, wózek i pełno super lasek, które się za nami oglądają.
  • Roberto przejdź do rzeczy. Czemu wspomniałeś Norę, moją Norę?
  • Bo Nora ma dziecko - powiedział cicho.
  • Kurwa mój makaron! - krzyknął w tym samym czasie Deulofeu i zerwał się z krzesła, by wyłączyć kipiący garnek - Cholera jasna! - krzyknął jeszcze głośniej,gdy oparzył się gorącą wodą, gdy wstawiał garnek do zlewu - Możesz powtórzyć, bo nie słyszałem?
  • Nie, więcej tego nie powiem.
  • Roberto, nie rób z siebie idioty.
  • Nie.
  • Sergi, błagam.
  • No bo...bo Nora ..
  • No co Nora?
  • No ma synka. Ma na imię Javier i ma miesiąc i jestem jego wujkiem i jest taki naprawdę super - powiedział na jednym oddechu.
  • Nora ma synka? Moja Nora?
  • Nie rozumiesz po hiszpańsku?
  • Ale jak to? 
  • Gerard, nie każ mi tłumaczyć ci, jak się dzieci robi, bo myślę, że jesteś już na tyle duży, by to wiedzieć. Chyba że się mylę, co?
  • Kurwa wiem idioto!
  • Ej, trochę kultury!
  • Sergi...?
  • No?
  • To moje dziecko?
  • A skąd ja to mogę wiedzieć? - Sergi Roberto, najlepszy przyjaciel i największy kłamca - Może tak, może nie. Ostatnio kręci się obok niej jakiś taki Lucas.
  • Co za Lucas?
  • Taki laluś. W sumie to  długo przy niej jest, od początku ciąży.
  • Kurwa kurwa kurwa kurwa kurwa!
  • Zamiast przeklinać może byś coś zrobił, co?
  • Ale co?
  • Nie wiem Geri, wysil mózgownicę. Nie bez powodu nasza głowa nie jest pusta.
  • Sergi wujek dobra rada, co? - Gerard prychnął.
  • Może nie dobra rada, ale super wujek. Wybacz stary, muszę kończyć, Javi chyba zaraz znowu się obudzi. Pa!
Typowy Sergi Roberto. Zadzwoni, rzuci bombę, po czym rozłączy się jak gdyby nigdy nic. Gerard uderzył pięścią w lodówkę. Chciał krzyczeć. Oparł się o ścianę i dyszał ciężko. Nora...jego Nora...matką. Co jeśli to jego dziecko? Czyżby był ojcem? Ale nie...gdyby to było jego, przecież by mu powiedziała, prawda? Prawda! Więc... więc to dlatego go zostawiła? Z powodu dziecka? Osunął się na kolana. Nie tylko się zakochała, ale miała dziecko! Mogła stworzyć rodzinę. Coś, gdzie dla niego nie będzie miejsca. Będzie szczęśliwa. Był głupi, myśląc, że może ją zatrzymać, że ten układ znaczył dla niej cokolwiek.
Geri otarł oczy i uśmiechnął się do siebie. Nie miał problemów z tym, by wyobrazić sobie Norę jako matkę. Nadawała się do tego idealnie. Przed oczami miał swoją ukochaną ze związanymi włosami w luźny kok, uśmiechającą się delikatnie do maleństwa, które trzymała w ramionach. Maleństwa, które miało jej oczy i było tak samo piękne, jak ona. Mały Javier. Niewiarygodne!
Zerwał się z kolan, zabrał klucze, telefon i portfel i opuścił mieszkanie. Nie zostawi tego tak! Musi zobaczyć się z Norą, musi zobaczyć dziecko! A co, jeśli świat spłatał mu figla i to jego syn? Musi się o tym przekonać na własne oczy!

*


Uniósł dłoń zwiniętą w pięść w stronę drzwi, jednak rozmyślił się. Nie miał na tyle odwagi, by zapukać i stanąć z nią twarzą w twarz. Dawno już minęły czasy, gdy po prostu wyciągał klucze, otwierał sobie drzwi i krzyczał od progu, że jest głodny, zdejmując przy tym buty dopiero przed kuchnią, za co zawsze go strofowała. Minął już też czas, gdy był mile widziany w tym mieszkaniu. Generalnie rzecz biorąc minął już czas, gdy Nora chciała go w ogóle oglądać. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, dlaczego zdał się na impuls i nikomu nic nie mówiąc wsiadł w pierwszy samolot lecący z Liverpoolu do Barcelony. Poddał się jednej wątłej, czającej się gdzieś z tyłu jego głowy myśli, że nie może się tak poddać, że może trzeba wykorzystać szansę. Obiecał sobie jedno - jeśli dzisiaj się nie uda, więcej nie spróbuje. Nie zniesie kolejnego odrzucenia. Jego serce już ostatecznie rozpadnie się na milion kawałeczków, jednak on przełknie porażkę z dumą i wróci do Anglii. Zgodzi się na transfer i zacznie żyć od nowa. Jak Nora. Przecież ona zaczęła tuż po tym, jak zostawiła, prawda? A może już w chwili rozstania wiedziała, że czeka na nią wizja lepszego życia? Z kimś, kto nie bał się okazać jej uczuć, kto uczynił ją swoją księżniczką tak, jak on powinien był to robić każdego dnia ich chorego układu, który nigdy nie powinien był istnieć? To nie był czas na kolejne chore rozważania, wystarczająco dużo czasu poświęcił im w Liverpoolu, a także w drodze do Barcelony. Teraz był czas na działanie.
Gerard wziął głęboki oddech i nacisnął przycisk dzwonka. Teraz już nie było odwrotu. Pytanie tylko czy ona jest w domu? Co jeśli ta cisza oznacza, że wyszła gdzieś ze swoim...jego...ich...jej synem?
- Idę już! Chwila! - zza drzwi dobiegł go głos Hiszpanki, a usta piłkarza automatycznie uniosły się do góry w szerokim uśmiechu.
Tak, pamiętał ten głos i kochał go tak samo mocno jak  wszystko, co należało do jego właścicielki. Teraz jeszcze tylko wyznać jej swoje uczucia i liczyć na to, by go nie odrzuciła.
- Co wy jesteście tak wcze...? - pytanie zamarło na ustach Nory, gdy po otwarciu drzwi ujrzała, nie swojego obecnego chłopaka, a byłego.
- Cześć - uśmiechnął się delikatnie.
- Gerard...Cześć! Co... co ty tu robisz?! - wykrztusiła w końcu. Spodziewała się tu każdego, ale nie jego! Jak on śmiał wracać po tak długim czasie?! Przecież go zostawiła, wykreśliła z własnego życia, a on to wszystko zepsuł. Co jeśli się dowie? Gorzej, co jeśli ktoś już mu powiedział? Najchętniej zamknęłaby mu drzwi przed nosem i uciekła do swojego pokoju. Zakopałaby się pod kołdrą i udawała, że on wcale nie pojawił się w Barcelonie. Udawałaby, że na jego widok jej serce wcale nie wywinęło koziołka. Nie powinno. Udawałaby, ale nie mogła....
- Wpadłem w odwiedziny do Barcelony. Nie mogłem być w tym mieście i nie przyjść do ciebie - spojrzał jej w oczy, a ona automatycznie spuściła wzrok na swoje stopy. Nie mogła znieść jego spojrzenia. Bała się, że z jej oczu wyczyta to, co tak naprawdę czuje - Mogę wejść do środka?
Zawahała się, jednak w końcu wpuściła piłkarza do swojego mieszkania. Jak wiele czasu minęło, odkąd był tu po raz ostatni. Gerard rozglądał się w około z zainteresowaniem, obserwując zmiany, jakie zaszły w domu Nory. Niby nieznaczne, a jednak jak wielkie. Gdzieś tam jakaś zabawka, na ścianach zdjęcia z nim zastąpiły fotografie Hiszpanki z dzieckiem, ubranka na krześle, pełno dziecięcych akcesoriów na szafkach. Udawał, że tego nie zauważa. Czekał, jak Nora sama powie mu, że jest matką.
Szedł za nią do salonu i nie mógł nie podziwiać jej urody. Zupełnie nie widać po niej było, że urodziła dziecko. No może biodra miała trochę pełniejsze, jednak podobało mu się to.  Wręcz mógł pokusić się o stwierdzenie, że ciąża jej służyła. Nora była jeszcze piękniejsza, niż to zapamiętał. Bolało go to, że nie może jej nawet przytulić. Zanurzyć twarzy w jej włosach. Pocałować. Zawalił i sam był sobie winien.
Usiadł na kanapie licząc przy tym, że Hiszpanka zajmie miejsce obok niego, jednak tak się nie stało.  Wybrała szary fotel stojący na przeciwko. Ten, którego tak zawsze nie lubiła. Wszystko, by się do niego nie zbliżać. Zabolało. Może jednak ta wizyta była złym pomysłem? Nie, musiał się przecież dowiedzieć.
Nikt nie miał zamiaru odezwać się pierwszy. Oboje patrzyli się na siebie w ciszy, wspominając chwile spędzone razem. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Nic, co przychodziło im do głowy, nie było odpowiednie, nie satysfakcjonowało ich. Na powiedzenie "Kocham cię" było już za późno, a właśnie na te słowa każde z nich czekało najbardziej.
Gerard poruszył się na kanapie i wyjął zza swoich pleców dużego pluszowego misia.
- Cóż... - zaczął patrząc na zabawkę - Czyli dobrze słyszałem...
- Co słyszałeś? - spytała drżącym głosem. Jeśli Sergi powiedział mu całą prawdę, przysięgła sobie, że będzie umierał w męczarniach.
- Podobno jesteś mamą - podniósł głowę i spojrzał na Hiszpankę.
- Tak, mam synka - na myśl o dziecku na jej twarzy pojawił się uśmiech - Ma na imię Javier. Już ma trochę ponad miesiąc.
- To mój syn?
Pytanie zawisło między nimi. Nora zamarła. Rozważała wszelkie za i przeciw powiedzenia byłemu partnerowi  prawdy. Nadal uważała, że jego kariera jest najważniejsza. Nadal wierzyła, że piłkarz nie jest dobrym materiałem  na ojca. Ale znała też Gerarda, kochała go i czuła, że dałby radę. Przeczesała włosy palcami. Była dla nich szansa, jeśli... jeśli wróci do Barcelony... jeśli ją kocha... Zbyt wiele było tych "jeśli". Musiała wiedzieć na pewno.
- Nora, powiedz mi. Jestem ojcem twojego dziecka?
- Jak ci idzie w Evertonie? - zaskoczyła go nagle pytaniem. Wet za wet. On ją o dziecko, ona go o piłkę. Nie otworzy się przed nim, jeśli nie uwierzy, że mają realne szanse na stworzenie rodziny. Porównywalną szansę, jaką daje jej Lucas, którego w końcu z czasem pokocha.
- Co?
- Proste pytanie Geri. Jak ci idzie w Anglii? Wracasz do Barcelony?
- Szczerze powiedziawszy to nie wiem. Everton bardzo by chciał, żebym został u  nich na dłużej. Wiedzą, że to niemożliwe na wypożyczeniu, więc zaproponowali mi kontrakt. A ja...sam nie wiem, czy się na to zgodzić. Nie wiem, czy mam po co tu wracać. Mam? - spojrzał z nadzieją w jej oczy.
Jej nadzieja za to z każdym wypowiedzianym przez niego słowem gasła. Jego kariera się rozwijała, był co raz lepszym piłkarzem. Nie mogła mu tego niszczyć wpychając go w pieluchy i nieprzespane noce. Dawała sobie radę bez niego do teraz, da sobie więc radę przez resztę życia. Z bólem serca potrząsnęła głową.
- Jeśli chodzi ci o nas, to nie masz tu po co wracać. Zakończyłam już w moim życiu rozdział zatytułowany Gerard Deulofeu. Rozpoczynam nowy, którego głównymi bohaterami jest mój syn i jego ojciec. Przykro mi, ale nie ma tu już dla ciebie miejsca.
Nie przypuszczała, że wypowiedzenie tych słów  przyjdzie jej jeszcze ciężej, jak pierwsze zerwanie z piłkarzem, Ale inaczej nie mogła postąpić.  Z trudem powstrzymywała łzy, ale obiecała sobie, że nie rozpłacze się przy Gerim. Wytrzyma do czasu, jak wyjdzie.
Gerard tępo wpatrywał się w swoją byłą dziewczynę. To koniec. Definitywny koniec. Nadzieja umiera ostatnia, a jego właśnie została złożona do grobu. Nora go nie kocha i  nigdy nie kochała. Widział ją teraz, szczęśliwą matkę z mężczyzną, który okazywał jej uczucia i jedyne, co mógł zrobić, to pogratulować jej cudownego życia. Bez niego.
Nie potrafił wstać z kanapy i wyjść. Chciał nacieszyć się jej widokiem na resztę swojego życia. To było ich ostatnie spotkanie, nigdy więcej już nie będzie jej nachodził. Nora zasługiwała na spokój.
- Jesteśmy! - rozległ się w przedpokoju głos, którego Geri nie znał - Wiem, że późno, ale trochę nam się przeciągnęło. Wiesz, jak moja mama uwielbia Javiego. O, dzień dobry - powiedział brunet, który właśnie wszedł do salonu - Czyżbyśmy wrócili nie w porę?
- Nie kochanie, Gerard już wychodzi - Nora podniosła się z krzesła i dała mężczyźnie buziaka na powitanie, po czym pogłaskała trzymane przez niego dziecko po główce - Cześć synku, mamusia już zaczęła tęsknić za tobą.
Deuofeu zlustrował przybyłego wzrokiem. Sergi miał rację, istny laluś, ale może takiego właśnie Nora lubi. Może właśnie kogoś takiego potrzebowała. Kogoś zupełnie innego od niego. Gerard patrząc na niego, widział uczucie, jakim Hiszpan darzył jego ukochaną. Może tylko mu się zdawało, ale chyba nie widział tego samego oddania w jej oczach? Złudzenie, jego chora podświadomość zrobi wszystko, by przekonać go, że jego nadzieja jednak nie leży zakopana głęboko w grobie.
- Gerard - Nora skinęła  na niego dłonią.
Podniósł się z kanapy i bez słowa ruszył do wyjścia. Znowu szedł za nią, znowu podziwiał. Tym razem jednak cierpiał, bo wiedział, że widzi ją po raz ostatni.
- Żegnaj Gerard - Nora stanęła w otwartych drzwiach i z trudem powstrzymywała łzy. Wiedziała, że więcej już się nie spotkają.
Piłkarz pochylił się i delikatnie musnął jej usta pocałunkiem. Tak, jak wtedy, gdy ich usta spotkały się po raz pierwszy. Nie mógł się powstrzymać. Musiał pocałować ją po raz ostatni. Musiał mieć coś, co będzie pamiętał do końca życia.
Jego serce krwawiło, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Żegnaj Nora - powiedział głosem zupełnie wypranym z emocji i skierował się w stronę schodów.
Zatrzasnęła za nim drzwi i osunęła się po nich. Pozwoliła samotnej łzie spłynąć po policzku. Właśnie pożegnała pierwszą i jedyną miłość swojego życia. Na zawsze.
- Nora idziesz?
- Idę, idę, ustawiałam tylko buty, bo coś się przewróciły - wytarła oczy i ruszyła do salonu, gdzie czekał na nią Lucas z dzieckiem. Jej nowy start, jej nowe życie.





~~~~~~~~~~~

Wróciłam. Nie wypowiadam się na temat mojego braku czasu, ale liczy się, że wróciłam. W końcu. Dla Was.

Daję temu rozdziałowi mocne 6/10. Na więcej nie zasługuje, szkoda. Jak zwykle w mojej głowie to wyglądało lepiej.

Żal mi Geriego w sumie.

Jeszcze rozdział i epilog.