Trzasnęły drzwi.
Mimowolnie skuliła się w sobie. Szybkim ruchem podniosła się od stołu i podeszła do kuchenki, by zacząć podgrzewać obiad. Dzisiaj wrócił wcześniej, a ona jest jeszcze nie gotowa. Źle się to skończy, bardzo źle. Dobrze, że Javi jeszcze nie wrócił ze szkoły. Nie będzie świadkiem tego, jak ona cierpi.
Krzątała się przy garnkach, jednak to wszystko na nic. Nie zdąży. Lucas wszedł do kuchni i tak, jak codziennie, swoje pierwsze kroki skierował do lodówki. Wyjął puszkę piwa i poszedł do salonu. Usiadł w fotelu, położył nogi na stole i włączył telewizor. Brakowało tylko jednej rzeczy - obiadu. Odczekał chwilę, po czym zawołał:
- Nora do kurwy nędzy, nie zapomniałaś o czymś?
- Już już, jeszcze nie gotowe!
- Czy ty sobie żartujesz?! Mam tam do ciebie przyjść?
- Nie, nie trzeba. Już podaję!
Jedzenie nie podgrzało się do końca, jednak wyłączyła gaz i nałożyła je na talerz. Nie chciała denerwować Lucasa jeszcze bardziej. Wytarła ręce w sprane jeansy i niepewnie poszła z posiłkiem do salonu.
- Proszę bardzo, smacznego - postawiła talerz na stole i powoli ruszyła z powrotem do kuchni. Musiała posprzątać, żeby później nie przyczepił się, że w mieszkaniu jest brudno.
- Wracaj tu - Norę zatrzymał jego głos, który wróżył niczego dobrego. Potulnie stanęła obok jego fotela.
- Co to ma być?! - rzucił talerzem o podłogę - Co to kurwa ma być?!
- Nie smakuje ci? Zrobię coś innego.
- To jest zimne! Może ty lubisz jeść zimne suko, ale ja nie! - pierwsze uderzenie prawie nie zabolało. Kolejne, w brzuch, już nieco bardziej. Następnych nie liczyła, przyjmowała je w ciszy. Kiedy skończył, uciekła do kuchni, by przygotować mu na nowo obiad.
Nie płakała, już nie potrafiła. Czuła się tak, jakby już dawno temu wyczerpała limit łez, jaki był jej dany. Teraz tylko starała się chronić brzuch i ważniejsze partie ciała, by nie uszkodził jej zbyt mocno.
Nie tak wyobrażała sobie swoje życie, gdy wychodziła za mąż. Nigdy by nie przypuszczała, że ktoś może się tak zmienić. Wiedziała, że dla niej nie ma już szansy. Marzyła jednak, że Javi wyrwie się z tego koszmaru.
Obudziła się nagle i usiadła na łóżku. Oddychała ciężko i trzęsła się. Zupełnie jakby naprawdę ją pobił. Delikatnie dotknęła policzka, brzucha i innych części ciała, na które spadła jego pięść. Wszystko w porządku.
Powoli uspokoiła oddech i spojrzała na śpiącego obok niej mężczyznę. Jego widok działał na nią kojąco, przy nim czuła się bezpiecznie. Delikatnie powiodła palcem wskazującym po linii jego szczęki, poprawiła włosy spadające na czoło, pogłaskała po policzku.
Otworzył zaspane oczy.
- Która godzina? Coś się stało skarbie?
- Dwadzieścia pięć po czwartej, śpij - uśmiechnęła się do niego.
- A ty?
- Miałam zły sen.
- Chodź tu do mnie - przytulił ją do siebie i objął mocno - Nic ci nie grozi, jesteś ze mną. Śpij skarbie.
Wtuliła się w niego. Ich dłonie splotły się razem i ostatnim, co widziała przed zaśnięciem, były złote obrączki, na których od wewnątrz wyryte były ich imiona, data ślubu i wyznanie miłości. Wyznanie, którego kiedyś zabrakło, a które teraz, nawet nie wypowiedziane, towarzyszy im każdego dnia.
12.07.2016 - Te quiero - Nora & Gerard
~~~~~~
No i zakończyłam mojego kolejnego bloga. Mam nadzieję, że podobała Wam się historia Nory i Geriego.
W tym miejscu chciałam Wam bardzo podziękować za to, że tyle Was czytało to opowiadanie. Dziękuję Wam również, za wszystkie komentarze, jakie tu zostawiliście. Raz było ich mniej, raz więcej, ale zawsze były. To jest najważniejsze.
Pamiętam, że kiedy powstał pomysł na tę historię, miała się ona zakończyć źle. Ale pamiętam też pewne zastępstwo na fizyce ponad dwa lata temu, gdy moja przyjaciółka Daria popatrzyła na mnie i zapytała się mnie, czy naprawdę muszę kończyć kolejne opowiadanie źle. Nie chciałam zginąć marnie, także ostatecznie wybrała Geriego. Ale pomęczyć musiałam Was nawet w epilogu :)
Każda z Was proponowała mi zupełnie innego piłkarza jako głównego bohatera kolejnego opowiadania, dlatego też nie wybrałam żadnego. Posłuchałam swojego serce i będę pisać o Marcu Bartrze. Zapraszam was serdecznie na nowego bloga: